Uwielbiam ostre żarcie. Ostrą pizzę, ostre sosy, kebaby od których łzawią oczy, a krew się gotuje. Kilka lat temu kiedy jeszcze miałem czas i siły zarywać nocki w knajpach często ostatnim przystankiem był właśnie kebab. Miałem swój ulubiony sklepik, w którym sprzedawcy mnie kojarzyli z widzenia i już nawet nie musiałem tłumaczyć co to dla mnie znaczy "ostry".
Najbardziej lubiłem ten czerwony sos palący wnętrzności. Kiedyś zapytałem właściciela co to jest i on odparł "sambal oelek". Brzmiało to jak jakies arabskie dziwadło, ale sprawdziłem na necie i faktycznie takie coś było znane poza szejkanatem. Teraz kebaby zeszły na psy (heh, mam nadzieję, że jednak nie dosłownie) i zamiast sambala dostajemy ketchup ochrzczony tabasco lub coś w tym stylu. Dlatego warto zaopatrzyć się samodzielnie w kilka słoiczków.